Romantyczne poniedziałki: Życie razy siedem

Will Smith w dramacie. Co więcej - dostaje nagrody za najlepszego aktora. A to nie jedyny powód, żeby zobaczyć film Gabriela Muccino, "Seven pounds".
Ben (Will Smith) chce odkupić dawne winy i zrobić w swoim życiu trochę dobra. Spotyka się z siedmioma osobami, co do których ma pewne plany. Nieoczekiwanie, z jedną z nich wejdzie w zażyłą relację, ale wcześniej podjęte decyzje sprawią, że finał znajomości daleki będzie od znanych z komedii romantycznych happy endów.
Muccino tworzy obraz chwytający za serce, ale oferujący raczej łatwe wzruszenia. Wywołanie współczucia zdaje się być naczelnym celem autora. Bardziej niż na tworzeniu skomplikowanej fabuły skupia się na wprowadzaniu środków, które wywołają u widza łzy.
Efektem jest film wypełniony ładnymi scenami, z ciekawym pomysłem na historię, ale jednocześnie dość sztuczny, gwarantujący emocje jedynie podczas oglądania.
Warto zobaczyć, choć nie na długo zapada w pamięć.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 8.0
IMDB: ocena 7.5


Trailer filmu "Seven pounds" (2008), reż. Gabriele Muccino.

Leniwe niedziele: Przyjemne grzechy młodości

Szalona młodość, seks i meksykańskie plaże tworzą klimat tego gorącego filmu. Alfonso Cuarón w bardzo lekki sposób opowie o poważnych sprawach, zgłębiając po drodze ludzką naturę i pragnienia, które stają się zbyt silne, by nad nimi zapanować.
Zwariowani siedemnastolatkowie - Julio (Gael García Bernal) i Tenoch (Diego Luna) - poznają na jednym z przyjęć blisko trzydziestoletnią, piękną Luisę (Maribel Verdú). Usiłują namówić ją na podróż na wymyśloną plażę. Początkowo niechętna w końcu się zgodzi i zagwarantuje chłopakom atrakcje, o których obaj, wcale nie skrycie, marzyli. Jednak beztroska podróż będzie w rezultacie miała gorzki wydźwięk, o czym i widz i nastolatkowie dowiedzą się dopiero po jej zakończeniu.
Cuarón z ogromną lekkością porusza się po tematach przez wielu uznawanych za tabu. Portretuje życie nastolatków dyktowane hormonami i nie stroni od scen nasiąkniętych erotyzmem. Traktuje swoich bohaterów pobłażliwie, a widz na ich poczynania dyktowane pożądaniem patrzy raczej z przymrużeniem oka. Szczęśliwie obraz nie jest tylko próbą uchwycenia czasów młodości, Cuarón postawi też nastolatków w sytuacji, która wymusi na nich zachowanie dorosłe i odpowiedzialne.
Umiejętnie poprowadzona fabuła sprawi, że widz trafi na momenty w których będzie się się świetnie bawić, ale będą i takie, które skłonią do refleksji i rzucą na dzieło zupełnie inne światło niż to optymistyczne z początku filmu.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 7.4
IMDB: ocena 7.7


Trailer filmu "Y tu mamá también" (2001), reż. Alfonso Cuarón.

Refleksyjne wtorki: Generacja nomadów

Sean Penn bierze się za kręcenie filmu, a rezultat okazuje się równie dobry jak jego najlepsze role. Stworzy oparte na faktach dzieło, które dla wielu przedstawicieli młodego pokolenia stanie się sugestywną wskazówką dotyczącą wyboru drogi życiowej.
Tuż po ukończeniu Uniwersytetu, pochodzący z dobrze sytuowanej rodziny Chris (Emile Hirsch), oddaje swoje wszystkie oszczędności instytucjom charytatywnym, rezygnuje z klasycznego toku życia i niszcząc swój dowód osobisty ostatecznie zrywa z dotychczasowym życiem. Jego nowym celem jest przygoda - podróż na północne tereny Alaski bez pieniędzy, bez planu; po to, by żyć nieskrępowanym normami społecznymi, blisko nietkniętej przez człowieka przyrody.
Penn z ogromną intuicją wyczuł potrzeby młodego pokolenia. Potrzeby do doświadczania życia w jego nienaruszonej, pierwotnej formie, potrzeby ucieczki od cywilizacji i potrzeby oderwania się od społecznych norm, które zdają się coraz bardziej dusić młodych ludzi. W filmie udało mu się uchwycić poczucie wolności i braku zobowiązań, które odczuwa główny bohater.
Przedstawił historię posługując się skrajnością - główny bohater ryzykuje wszystko, byleby spełnić swoje pragnienie - ale gdyby fabuła była mniej wyrazista, Penn nie osiągnąłby tak mocnego efektu.
Zastanawiający, skłaniający do refleksji i prawdziwie zadziwiający. Tym bardziej, że oparty jest na faktach.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 8.1
IMDB: ocena 8.2


Trailer filmu "Into the Wild" (2007), reż. Sean Penn.

Szorty: Latać w przestrzeni miejskiej

Bardzo efektowny dokumentalny film krótkometrażowy w którym za życiową pasją, jaką jest free runing, stoją najważniejsze życiowe wartości wyznawane przez Jasona, głównego bohatera filmu.
Jason jest akrobatą specjalizującym się w sztuce poruszania się w przestrzeni miejskiej. Z łatwością wykonuje imponujące skoki, salta czy przewroty sprawiając, że ekwilibrystyczny bieg staje się formą wyrażania własnej osobowości.
Najważniejszym jednak celem tego energetycznego bohatera jest nie sam w sobie sport, ale, to co mimochodem daje - spotkania z ludźmi, równie wielkimi pasjonatami free runingu, jak Jason.
W końcowej wypowiedzi bohater wyjaśni czym dla niego jest tytułowy "Dream world", zgrabnie puentując film.


Film "Dream World" (2011), scen. i reż. Frank Sauer.

Grzeszne soboty: Oczy otwarte na podświadomość

Niepokojące i tajemnicze ostatnie dzieło Stanley'a Kubrick'a. Tom Cruise, jako nowojorski doktor, którego małżeństwo z Nicole Kidman zostanie wystawione na ciężką próbę. Brzmi jak zapowiedź komedii romantycznej, ale temu filmowi gatunkowo bliżej do thrillera. Dlaczego?
W pozornie uporządkowanym małżeństwie Williama (Tom Cruise) i Alice (Nicole Kidman) wyczuwa się nudę i rutynę. Ich działania są jedynie niepisaną umową, zobowiązaniem, do którego małżonkowie podchodzą bezrefleksyjnie i funkcjonalnie. Stworzyli dobrze działającą instytucję, w której brakuje zaangażowania. Na jednym z bogato wystawionych przyjęć, na które wspólnie się wybiorą nastąpi przełom i od tego momentu mąż i żona zaczną patrzeć na swój związek z zupełnie innych perspektyw.
Kubrick przyzwyczaił widzów do tego, że jego dzieła można interpretować na rozmatie sposoby. Nie inaczej jest z "Eyes wide shut", które można traktować jak analizę kryzysu małżeńskiego, podróż po psychice głównych bohaterów czy dążenie do - często bolesnego - odsłaniania prawdziwych ludzkich motywacji. Wszystkie te tropy wzajemnie się przenikają, ale prawdziwa głębia filmu ujawnia się przed widzem, gdy uwzględni jeszcze jedną ścieżkę interpretacyjną. A mianowicie - że większość scen, które Kubrick filmuje, większość wydarzeń - to tak naprawdę nie rzeczywistość, a senna mara, niebezpieczna podróż po zagadkowej podświadomości bohaterów, bo to właśnie w podświadomości - ufając freudowskiej myśli - umysł symbolicznie pokazuje z jakimi problemami człowiek się zmaga.
Nie zabraknie więc egnigmatycznych scen, a cały obraz będzie przypominał sen - to do widza będzie należało rozstrzygnięcie czy to co widzi jest prawdą czy marzeniem podświadomości. Ciekawy to zabieg - pokazać problemy rzeczywiste przełożone na senny obraz i przedstawić je tak, żeby nie wyglądały na baśniową wizję, ale na dziwaczną, pełną zagrożeń rzeczywistość.
Całość dopełnia fantastyczna ścieżka dźwiękowa stanowiąca przekrój przez skrajne gatunki: od muzyki klasycznej przez rock aż do mistycznych utworów chóralnych.
Na koniec muszę wspomnieć, że film Kubricka, pomimo tego, że zawiera fragmenty raczej mało schlebiające ludzkiej naturze, jest w wymowie optymistyczny, co w perspektywie jego dorobku może wydać się zaskakujące.
Magnetyczny i bardzo niepokojący, po obejrzeniu którego widz długo będzie zastanwiał się jak ułożyć przygotowane przez Kubricka puzzle.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 7.2
IMDB: ocena 7.2

Zamiast trailera, polecam obejrzeć mix scen, który lepiej oddaje niepokojący klimat filmu: Kliknij tutaj


Trailer filmu "Eyes Wide Shut" (1999), reż. Stanley Kubrick.

Wykręcone piątki: Hiszpańska paranoja

Dziejący się na granicy jawy i snu zagadkowy obraz hiszpańskiego reżysera, który na swoim koncie ma tak intrygujące tytuły jak: "Inni", "Teza" czy "Agora". Tym razem stworzył film magnetyczny i przejmujący. Również dla Amerykanów, którzy po latach nakręcili swoją wersją filmu Alejandro Amenábara, znaną pod tytułem "Vanilla sky".
Młody, przystojny i bogaty César (Eduardo Noriega) bierze od świata wszystko na co ma ochotę. Zdobywa nawet dziewczynę swojego przyjaciela, Sofię (Penélope Cruz) i zakochuje się w niej do szaleństwa. Los jednak odwraca się od César'a i dotychczasowa sielanka nabiera tragicznego wymiaru od momentu wypadku bohatera, po którym musi nosić maskę, bo twarz została ohydnie zniekształcona. Tuż po wypadku zaczynają się też dziać dziwne rzeczy, a César odbędzie trudną wędrówkę po zakamarkach własnej psychiki.
Amerykański remake z 2001 roku - mimo, że tak dopracowany wizualnie - nie oddaje pierwotnej głębi filmu. Amenábar bardziej wiarygodnie przedstawia głównego bohatera i znacznie wyraźniej kreśli jego wewnętrzne rozbicie w symbolicznej scenie końcowej. Wiele znaleźć można różnic między tymi dwiem realizacjami. Dla mnie wyraźnie lepszy jest bardziej paranoiczny pierwowzór hiszpański - wypełniony symbolicznymi scenami pozostawia widzowi większą swobodę interpretacji - choć obie wersje wciągają od początku filmu i trzymają w napięciu do ostatnich sekund.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 7.8
IMDB: ocena 7.8


Trailer filmu "Abre los ojos" (1997), reż. Alejandro Amenábar.

Klasyczne czwartki: U korzeni wampirzego rodu

Zafascynowany twórczością Friedricha Murnau'a, Werner Herzog kręci remake jednego z jego najsławniejszych filmów. Rezultat - gęsta atmosfera i fantastyczna rola kontrowersyjnego Klausa Kinskiego, który wcielił się w tytułowego Nosferatu.
Dracula Herzoga nabiera cech tragicznych: z jednej strony czuje odrazę do swoich czynów, z drugiej - wie, że musi czynić zło, żeby przetrwać. Romantyczne rozdarcie nabierze intensywności gdy legendarny książę wampirów ujrzy piękną Lucy (Isabelle Adjani), a apogeum jego wątpliwości widz zaobserwuje w końcowej, symbolicznej scenie, w której Dracula stoczy ostateczną walkę ze swoją naturą.
W dobie rozmaitych, często wręcz absurdalnych, obrazów wampirów - które skądinąd okazały się bardzo smakowite dla kultury popularnej - warto wrócić do korzeni i przypomnieć sobie jak odrębny od obecnych wzorców był pierwowzór. Odrębny, a jednocześnie wciąż fascynujący, nawet jeśli gra go nie przystojny Robert Pattinson, a szpetny, ale diablo utalentowany Klaus Kinski.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 7.9
IMDB: ocena 7.5


Trailer filmu "Nosferatu: Phantom der Nacht" (1979), reż. Werner Herzog.

Mocne środy: Złe wychowanie?

Niezawodna Tilda Swinton, jako matka niechcianego dziecka, w filmie, który badając ludzką psychikę zadaje pytania o zło, wychowanie i o zasadność pokuty za nie swoje grzechy.
Dominuje czerwień. Czerwień, jako zapowiedź szkolnej masakry, czerwień, jako symbol skrajnych uczuć, czerwień, jako wydarzenia z przeszłości, z którymi człowiek musi się zmierzyć.
Eva (Tilda Swinton) to podróżniczka-pasjonatka, która pewnej nocy dość przypadkowo, ale świadomie, zachodzi w ciążę. Urodzenie i wychowywanie dziecka jest dla niej przekreśleniem dotychczasowego życia i wejściem w nowe, w którym nie potrafi się odnaleźć. Jej starania spotykają się jedynie z ostrą reakcją syna (Ezra Miller), co powoduje, że miłość, która być może mogłaby się narodzić, zastępowana jest przez rozgoryczenie i złość.
Reżyserka, adaptując powieść amerykańskiej pisarki Lionel Shriver (która, co znamienne, celowo zmieniła imię żeńskie dane jej przez rodziców - Margaret Ann - na nadawane raczej mężczyznom - Lionel), przedstawia historię z perspektywy matki niechcianego dziecka i penetruje jej psychikę, nie uciekając od mrocznych zakamarków. Zwraca uwagę na relacje matka-syn, ale one zdają się tylko pozornie grać pierwsze skrzypce w opowiedzianej historii. Ważniejsze zdaje się w tym filmie być to, czego pokazać nie sposób albo to, czego zabrakło, jak choćby rozmowy między rodzicami. Apel o nią widz znajdzie wyłącznie w tytule filmu; brak reakcji na sprawy, które wymagają dyskusji, prowadzi do tragicznych, jak się okaże skutków.
To, co pozostawione jest domysłom widzów, to motywacja zachowań dziecka - dlaczego jest nieprzejednanie wredne dla matki, która dała mu życie i bądź co bądź, próbuje być przynajmniej przyzwoitą opiekunką? Jedyną zostawioną przez reżyserkę podpowiedzią jest zachowanie Evy z okresu od zajścia w ciążę do porodu - w roli przyszłej matki czuje się wyraźnie nieswojo, a w momencie krytycznym - dopiero po kilkukrotnych apelach pielęgniarki "Przyj! przyj!" - posłucha jej i narodzi synka, którego nie będzie chciała przytulić.
Czy to wrodzone zło, czy odbicie negatywnych uczuć matki zostało spotęgowane w młodziutkim ciele i dojrzewa wraz z rozwojem Kevina? To pytanie reżyserka, słusznie zresztą, pozostawia bez odpowiedzi. Stworzyła film, który wdziera się w myśli widza i pozostawia wiele tropów, o których długo po projekcji będzie rozmyślał.
Momentami przerażające, czasem niewiarygodne i być może konwencjonalne, ale z pewnością poruszające i mocne.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 7.7
IMDB: ocena 7.8


Trailer filmu "We need to talk about Kevin" (2011), reż. Lynne Ramsay.

Refleksyjne wtorki: Inna strona wolności

Adaptacja powieści brytyjskiego pisarza Jonathana Trigella. Tytułowy Boy A uczy się funkcjonowania w społeczeństwie dopiero w wieku 24 lat. Od dziecka bowiem żył w zupełnie innej, więziennej rzeczywistości.
Skazany za morderstwo jeszcze w dzieciństwie, Jack Burridge (Andrew Garfield) wychodzi na wolność. Zmienił się on, inny jest też świat, w którym przyzwyczaił się żyć. Okazuje się, że na wolności czeka na Jacka wiele pułapek i paradoksalnie bezpieczniejsze byłyby dla niego więzienne mury.
Jack musi zmienić tożsamość, istnieje bowiem ryzyko, że znajdą się ludzie, którzy chcą jego śmierci. Państwo załatwia mu pracę, jego stałą pomocą jest kurator Terry (Peter Mullan). To jednak za mało, żeby skazaniec czuł się w nowej rzeczywistości komfortowo, tym bardziej, że znowu będzie o nim głośno w mediach i dalsze ukrywanie tożsamości okaże się niemożliwe.
Reżyser, John Crowley, skupił się na analizie psychologicznej skazańca, który wraca na wolność i musi zmierzyć się z przeszłością. Trudność dostosowania się do nowych warunków potęguje wiek Jacka - pozbawiony wolności jako dziecko, odzyskuje ją jako dorosły facet, który ma inne potrzeby, zobowiązania i możliwości. Crowleyowi udało się wiarygodnie uchwycić wrażenie obcości towarzyszące Jackowi niemal w każdej sytuacji.
Nieco sentymentalne, ale nie do przesady, z pięknymi zdjęciami, które tworzą refleksyjny klimat filmu.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 7.8
IMDB: ocena 7.8


Trailer filmu "Boy A" (2007), reż. John Crowley.

Romantyczne poniedziałki: Zakręcona młodość

Lekki film o szaleństwach młodości ze zbuntowaną Kirsten Dunst i ułożonym Jay'em Hernandez'em. Prosty, o miłości nastolatków, ale budzący emocje.
Rozpuszczona i rozwydrzona nastolatka Nicole (Kirsten Dunst), pochodzi z bardzo bogatej rodziny, ale jak można się spodziewać, zapracowani rodzice nie mają dla niej czasu. Ona więc chodzi na imprezy, pije, narkotyzuje się, nie dba o wykształcenie, bo tata i tak wszystko załatwi. Zupełnie odwrotnie jest z Carlosem (Jay Hernandez), pochodzącym z ubogiej rodziny i wychowanym w podłej dzielnicy. To spokojny chłopak, który w zdobyciu wykształcenia widzi szansę na polepszenie bytu sobie i swojej rodzinie. Los chce, że Ci dwoje zakochają się w sobie bez pamięci.
Fabule można zarzucać trywializm i schematyczność, obrazowi - banalność i przewidywalność. Ale pomimo wszystko film przyswaja się znakomicie i w dziwny sposób reżyserowi udaje się zawrzeć coś, co stanowi o uroku tej produkcji. Może to dynamiczna ścieżka dźwiękowa, może dobrze uchywcona "głupia" młodość albo proste dążenie za marzeniami - nieważne jakie by były.
Niezależnie od tego jaka jest odpowiedź, "Crazy/Beautiful" zapewnia rozrywkę i czasami bawi, a momentami potrafi wzruszyć.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 7.3
IMDB: ocena 6.3


Trailer filmu "Crazy/Beautiful" (2001), reż. John Stockwell.

Leniwe niedziele: Dawne miłości Billa Murraya

Niewzruszona twarz Billa Murray'a, kobiece gwiazdy kina - Sharon Stone, Tilda Swinton i znana z "Before Sunshine" Julie Delpy, w filmie Jima Jarmuscha. Będzie cynicznie i zabawnie. W sam raz na "Leniwą niedzielę".
Don Johnston (Bill Murray)dostaje anonimowy list, w którym ktoś twierdzi, że Don ma syna. Co więcej - syn chce się spotkać z nieznanym ojcem. Bez drgnięcia powieki, Johnston zaczyna śledztwo, odwiedzając swoje dawne kochanki i mając nadzieję, że wizyty okażą się cennymi wskazówkami.
Jarmusch serwuje widzom podróż w przeszłość. Czasami jest sentymentalny, innym razem komiczny, ale nigdy moralizatorski. To oglądający ma ocenić poczynania Johnstona. A ten - mimo, że nie prowadzi ich z prawdziwym zaangażowaniem - to jednak czuje odpowiedzialność, która przebija przez grubą warstwę obojętności, jaką Johnston przez lata obrósł.
Wyraziste i różnorodne portrety postaci, krótkie chwile w niewielkich miasteczkach składają się na czasem zabawny, a czasem gorzki obraz rzeczywistości, w której zagubiony bohater próbuje odnaleźć klucz do przeszłości.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 7.4
IMDB: ocena 7.2


Trailer filmu "Broken Flowers" (2005), reż. Jim Jarmusch.

ACTA chce wkroczyć do Polski

Przez ostatnie kilka dni, w Internecie trwa burza. Sprawa dotyczy wprowadzenia umowy dot. falsyfikatów, która swoim zasięgiem ma objąć cały Internet. Natychmiastowo rozpoczęły się apele o wolność słowa i bojkot nowego prawa, które wejść w życie ma za kilka dni.

Uważam, że ze spokojem należy podchodzić do tego typu działań i oddźwięku jaki powodują. Warto jednak przyjrzeć się tematowi bliżej i nie pozostawać obojętnym, bo nowe prawo może dać rządzącym zbyt duże narzędzie kontroli i inwigilacji.

W Internecie powstało wiele informacji na temat ACTA, niepokoi fakt, że umowę zawarto "za plecami" społeczeństwa, a jej szeczegóły długo nie docierały do mediów.

Polecam śledzenie szczególnie rzetelnych źródeł i uważam, że najlepszym wyjściem jest teraz aktywne i rozsądne działanie.
Więcej informacji na temat sprawy, która wywołała burzę, znajdziecie pod tymi adresami:

Press.pl - odpowiedź grupy Anonymus na zamiar podpisania ACTA przez Polskę
Serwis Kampanie Społeczne
Gazeta Wyborcza - Artykuł
Gazeta Wyborcza - wyjaśnienia resortu Kultury
Informacje o protestach przeciwko ACTA w polskich miastach

Szorty: Kanadyjski dreszczowiec

Dreszczowiec prosto z odległej Kanady, który z rozwojem fabuły przeradza się w makabryczną groteskę.
Grupka przyjaciół i małe miasteczko. Przestrzeń ograniczona niemal wyłącznie do jednego mieszkania. Zaczyna dziać się coś dziwnego. Scenariusz stary, jak świat, ale jest niepokojący od pierwszych do ostatnich minut.
Nieprofesjonalna kamera nadaje obrazowi realizmu przez co napięcie i poczucie zagrożenia jest bardzo silne.
Niestety, ostatnie sceny bardziej bawią niż przerażają, a traci na tym cała, bardzo zgrabnie opowiedziana historia.


Film krótkometrażowy "There are monsters" (2008), reż. Jay Dahl.

Grzeszna sobota: Bezpieczne intrygi i niebezpieczne związki

John Malkovich i Glenn Close snują intrygi na francuskich salonach w adaptacji kontrowersyjnej, XVIII-wiecznej powieści. Stephen Frears opowiada o bezwzględności, manipulacji i emocjach, które bohaterowie próbują okiełznać.
Markiza de Merteuil (Glenn Close) chce iść na układ z Vicomte de Valmont (John Malkovich). Ma on uwieść młodą Cecile de Volanges (Uma Thurman) - kobietę, za którą chce wyjść były mąż Markizy de Merteuil. W międzyczasie - dla ćwiczenia umiejętności uwodzenia - de Valmont będzie próbował podbić serce bogobojnej i cnotliwej Madame De Tourvel (Michelle Pfeiffer).
W filmie zaskakuje początkowa przejrzystość działań bohaterów i najprostsze sposoby na zdobycie serca ukochanej. I tak, Malkovich - chcąc zdobyć serce religijnej De Tourvel - będzie grał łotra, który odnajduje w sobie dobro. Tylko naiwnością pobożnej madame można tłumaczyć jej rosnące zaufanie do doświadczonego uwodziciela.
Frears zabawnie obrazuje relacje. Buduje trzypiętrową konstrukcję, która sprawia, że knowania intrygantów widz traktuje z dystansu. Najmłodsze pokolenie, przeżywające pierwsze uniesienia miłosne - jest płochliwe, wstydliwe i naiwne, ale łatwo je skusić. Starsi, do związków podchodzą chłodniej i odczuwają satysfakcję manipulując młodszymi. Najstarsi natomiast patrzą z przymrużeniem oka na cały teatrzyk, mając świadomość, że od lat w tej materii nic się nie zmienia.
Warto zobaczyć, szczególnie dla brawurowej roli Glenn Close, która nie otrzymała statuetki Oscara chyba tylko dlatego, że w tym samym roku Jodie Foster zagrała dobrą rolę w filmie poruszającym ważny społecznie problem.
Plus dobre dialogi, do których szkoda nie wracać. Przypomina je IMDB: link tutaj.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 8.0
IMDB: ocena 7.7


Trailer filmu "Dangerous Liaisons" (1988), reż. Stephen Frears.

Wykręcone piątki: Efekciarska filozofia

Jared Leto, znany z "Requiem for a Dream" i wokalista zespołu "30 Seconds to Mars" w oryginalnie zmontowanym filmie o konsekwencjach wyborów, które determinują nasze dalsze życie. Intrygujące.
Odległa przyszłość. Nemo Nobody (Jared Leto), to najstarsza i ostatnia śmiertelna osoba na Ziemi. Jego ostatnie dni są filmowane i emitowane przez światowe telewizje. Niepozorny dziennikarz zakrada się do sali umierającego i chce wypytać o przebieg jego życia. Wywiad okazuje się nie lada wyzwaniem, bo Nemo opowiada o kilku alternatywnych wersjach swojego życia, każdą traktując równie poważnie. Tak, jakby wszystkie kiedyś się wydarzyły.
Jednoczesne prowadzenie kilku wątków (teraźniejszość i kilka wariantów przeszłego życia Nemo) ma w filmie Jaco Van Dormael'a dwojaki efekt. Po pierwsze - dynamizuje opowieść, po drugie - przykuwa uwagę widza, który z chaotycznej mozaiki scen powoli składa spójny obraz.
Intrygujący sposób prowadzenia fabuły całkiem skutecznie maskuje brak solidnego pomysłu na film. Obraz bardziej przypomina teledysk; głębia okazuje się jedynie pozorem, postęp filmu potęguje zainteresowanie widza, ale jego zakończenie nie wytrzymuje osiągniętego napięcia i zamiast zaskakiwać - rozczarowuje.
Jest to jednak obraz, który sposobem przedstawienia przykuwa uwagę i ogląda się go dobrze, potrafi zainteresować. Niestety, sposób montażu nie idzie w parze z mocną fabułą, przez co "Mr. Nobody" staje się produkcją do bezproblemowego przyjęcia, ale sensy, które przekazuje nie mają solidnych fundamentów.
Efekciarstwo, które okazuje się niezłą rozrywką.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 7.6
IMDB: ocena 7.8


Trailer filmu "Mr. Nobody" (2009), reż. Jaco Van Dormael.

Klasyczne czwartki: Apokalipsa w rytmie rocka

Francis Ford Coppola luźno adaptuje powieść Josepha Conrada i przenosi jej realia do Wietnamu. Wojna, jako zło, które wciąga i zmienia człowieka, sprawiając, że postrzegana rzeczywistość nigdy nie bedzie już taka sama.
Benjamin L. Willard (Martin Sheen) zostaje wysłany do Wietnamu z tajną misją. Ma odnaleźć i unieszkodliwić pułkownika Kurtza (Marlon Brando), który wymknął się spod kontroli i zaczął działać na własną rękę, gdzieś w trudno dostępnych zakątkach Kambodży.
Coppola miesza groteskę z horrorem, absurd z brutalnością, tworząc jeden z najważniejszych filmów o wojnie w historii kina. Mistrzowsko buduje napięcie i tak prowadzi fabułę, że widz identyfikuje się z głównym bohaterem i chce wreszcie poznać Kurtza - postać celowo nakreśloną niejednoznacznie. Ostatnie sceny przypominają niemal religijny rytuał, spotkanie z Kurtzem graniczy z przeżyciem mistycznym, a jego słowa w zakończeniu filmu potrafią zmrozić tak samo, jak te, wypowiedziane w ksiażce: "Groza, groza, groza!" Nie pozostaje żadne inne słowo na opisanie tego, co zobaczył Kurtz.
To dla mnie jeden z trzech filmów wojennych - obok "Full Metal Jacket" (1987) Stanleya Kubricka i "The Thin Red Line" (1998) Terrence'a Malicka - który wielowymiarowo i przejmująco obrazuje horror działań militarnych. Poza zachwycającą wizualnie warstwą dosłowną posiada bogate zaplecze symboliczne, skupione wokół tematyki zła i mrocznej strony ludzkiej natury.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 8.2
IMDB: ocena 8.6


Trailer filmu "Apocalypse Now" (1979), reż. Francis Ford Coppola.

Mocne środy: Kiedy przemoc jest jedyną odpowiedzią

Paryskie podziemie kryminalne przypomina najgłębsze czeluście piekieł. Zapuszcza się w nie Gaspar Noé i pokazuje samą naturę zła, nie szczędząc przy tym naturalistycznie przedstawionych, kipiących brutalnością scen.
Nietypowo zrealizowany film - odwrócona chronologia scen sprawia, że widz w skupieniu śledzi historię, chcąc dowiedzieć się co doprowadziło bohaterów do tak ohydnego miejsca, jak rozległy klub gdzieś w podziemiach Paryża.
Marcus (Vincent Cassel) wraz ze swoim przyjacielem Pierrem (Albert Dupontel) posuną się do ostateczności, byleby tylko dorwać gwałciciela seksownej Alex (Monica Bellucci), dziewczyny Marcusa.
W filmie Noégo nie ma miejsca na wahania. Prowadzony żądzą zemsty Marcus zrobi wszystko, by sprawiedliwości - rozumianej jako: "oko za oko" - stało się zadość. Przemoc jest środkiem, zwierzęca brutalność - jedyną wymierną karą za czyny, których człowiek mógł się dopuścić.
Wyjątkowo drastyczne sceny mogą wywołać nawet w niezbyt wrażliwych widzach wstręt i odrazę. Trudno wytrzymać nie odwracając wzroku przy niektórych scenach (słynna scena gwałtu, czy - mniej znana, ale być może bardziej brutalna - gdy Pierr miażdży głowę przeciwnika gaśnicą). Niemniej jednak, warto te momenty przeczekać i obejrzeć film do końca, bo mimo, że Noé stworzył obraz bardzo mroczny, w którym najciemniejszą barwą malowana jest ludzka natura, to skłania widza do refleksji natury moralnej. Pytanie o słuszność postępowania jest jednoczesnie pytaniem o przyzwolenie na zło.
Żeby nie skupiać się na samej brutalności - bo nie tylko ona wypełnia tę produkcję - należy wspomnieć o marginalizowanym, a ciekawym wątku "Irreversible". Wraz z rozwojem narracji da się zauważyć, że rzeczywistość u Noégo człowiek jest w stanie odbierać intuicyjnie i w jakiś dziwny sposób może dostrzec przyszłe wydarzenia. Jednak racjonalizacja tych spostrzeżeń nie pozwala na kierowanie się nimi i skazuje swoiste iluminacje na zapomnienie. Kto wie czy słusznie?
Porażające, dla widzów o mocnych nerwach.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 7.4
IMDB: ocena 7.3


Trailer filmu "Irreversible" (2002), reż. Gaspar Noé.

Refleksyjne wtorki: Skandynawski kunszt

Na ekranach polskich kin wyświetlany jest właśnie film "Oslo, 31 sierpnia". Jego reżyser, raczej słabo znany polskiej widowni zwraca na siebie uwagę z dwóch powodów. Pierwszym - jest nazwisko, Trier, identyczne z innym, duńskim reżyserem, Larsem. Drugim powodem jest film, który zrealizował w 2006 roku, tworząc obraz kunsztowny, co potwierdzają nagrody na festiwalach: w Karlowych Warach (reżyseria) i w Toronto (odkrycie roku). Tym filmem jest "Reprise", solidna propozycja na Refleksyjne Wtorki.
Philip (Anders Danielsen Lie) i Eryk (Espen Klouman-Høiner) są przyjaciółmi i obaj chcą wydać książkę. Tego samego dnia wysyłają maszynopisy do wydawnictw. Uda się tylko Philipowi, ale sukces literacki okaże się wcale nie najlepszą droga do szczęścia.
Wielowymiarowy film, w którym naczelną zasadą porządkująca narrację jest formalny eksperyment Triera. Jego sens oddaje polski podtytuł, czyli "od początku raz jeszcze". Bo w "Reprise" ważne będzie tworzenie rzeczywistości, rozmijanie się wyobrażeń i prozy życia, odtwarzanie minionych wydarzeń i niemożność skomponowania ich tak, jak zapamiętał je nasz umysł.
Momentami subtelny, bardzo nastrojowy, ale nie do przesady. Trier, jak na skandynawa przystało, nie jest ckliwy. Jest za to precyzyjny, lekko marzycielski i emocjonalny. Tworzy wiarygodny film o kumplach, którzy targani różnymi uczuciami i chcący zrealizować swoje plany, wchodzą w dorosłość - wcale nie taką, jakiej pragnęli.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 7.3
IMDB: ocena 7.3


Trailer filmu "Reprise" (2006), reż. Joachim Trier.

Romantyczne poniedziałki: Dzieci nauczają dorosłych

George Clooney żyje samotnie i ma córkę z poprzedniego związku. Michelle Pfeiffer też żyje samotnie, a z wcześniejszego związku ma synka. Przypadek sprawia, że ich dzieci mają jechać na tę samą wycieczkę, ale zapracowani rodzice oczywiście przyjeżdżają za późno. Teraz cała czwórka musi zorganizować sobie calutki jeden dzień.
Czy dla wiecznie spóźnionych rodziców będzie to wyzwanie ponad siły? Na to pytanie odpowie reżyser filmu "One Fine Day", Michael Hoffman, serwując widzom obraz zabawny i momentami wzruszający, w którym główna para aktorska wypada czarująco, a ich młodzi asystenci - dzieci - są naturalne i często dają swoim aktorskim rodzicom uczuciowe wskazówki.
Wiele gagów i dobre tempo narracji sprawia, że produkcję odbiera się z przyjemnością. Nieskomplikowany i prosty - Hoffman trafia w sedno i zapewnia rozrywkę przez ponad 100 minut. Nie tylko dla fanów Clooney'a i Pfeiffer.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 7.0
IMDB: ocena 6.2


Trailer filmu "One Fine Day" (1996), reż. Michael Hoffman.

Leniwe niedziele: Johnny Depp na Dzikim Zachodzie

Reżyser "Piratów z Karaibów" próbuje swoich sił w animacji i tworzy obraz, który zachwyca detalami i zaskakuje mięsistymi postaciami. Dziki Zachód staje się krainą rządzoną przez zwierzaki, a rolę komentującego wydarzenia chóru przyjmują sarkastyczne sowy, odziane oczywiście w meksykańskie sombrero.
Tytułowy Rango, mówiący głosem Johnny'ego Deppa, to kameleon, który w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności zamiast do bezpiecznego mieszkanka trafia na pustynię Mojave, gdzie każda istota toczy codzienną walkę o przeżycie. Tchórzliwy Rango będzie miał okazję dowieść swojego męstwa, a postawione przed nim zadanie okaże się nie lada wyzwaniem.
W wiosce do której dotrze kończy się woda i los wskaże, że to właśnie on - nieznajomy bohater, będzie tym, który ma ocalić wiele istnień od nadciagającej zagłady.
Dawno żadna animacja tak pozytywnie mnie nie zaskoczyła. "Rango" to dopracowana w każdych szczegółach grafika przypominająca groteskowe wizje kowbojskiego mistyka. Bo oprócz akcji, widz znajdzie w tej produkcji i głębsze sensy - od odwołań do takich filmów jak "Las Vegas Parano" czy "Arizona Dream" do zupełnie poważnych kwestii związanych z przełamywaniem własnych słabości i poszukiwaniem swojej drogi.
Podoba mi się kreatywne wykorzystywanie nowych możliwości, jakie dają komputery i programy graficzne. Gore Verbinski, reżyser "Rango", spełnił moje oczekiwania w stu procentach i stworzył obraz, który nie tylko zachwyca wizualnie, ale też zapewnia rozrywkę i daje do myślenia dorosłemu widzowi.

Więcej o filmie na:
Filmweb: ocena 6.8
IMDB: ocena 7.4


Trailer filmu "Rango" (2011), reż. Gore Verbinski.

O współczesności z Innej Perspektywy

Współczesność i nasze, młode pokolenie - to tematy, które wzajemnie będą się przeplatać w nowym cyklu felietonów publikowanych na łamach Pretekstów.
Inna perspektywa to niecodzienne spojrzenie na sprawy, które już nam spowszedniały, a niezauważalnie wywierają na nas - mniejszy lub większy - wpływ. Głos młodego pokolenia w kilku tysiącach znaków: w wersji on line i w przystępnej graficznie wersji offline, w pliku PDF - co sobotę na Pretekstach.

A o czym w pierwszym felietonie? O tym kim są freeterzy i dlaczego młodzi Japończycy sypiają w kawiarenkach internetowych. I jaki to wszystko ma związek z polską?
Inna perspektywa: Bardzo polska Japonia

Inna perspektywa: Bardzo polska Japonia

Wyświetl w wersji PDF

Oddalony o blisko 15 tysięcy kilometrów od Polski kraj, podobnie jak Europa, boryka się z kryzysem gospodarczym. W Japonii, bo o niej mowa, wykluwają się nowe metody społecznego funkcjonowania przeradzające się w swoiste subkultury. Jedną z nich są Freeterzy, żyjący z dnia na dzień młodzi ludzie, którzy zamiast w niedawno kupionym mieszkaniu sypiają w otwartych przez całą dobę kawiarenkach internetowych. Bo tak jest taniej.

Wystarczyło jedno pokolenie, by obraz japońskiego rynku pracy diametralnie się zmienił. Aby odbudować kraj po zniszczeniach II Wojny Światowej państwo Japońskie zatrudniało obywateli, którzy w zamian za mieszkanie i godne warunki pracy napędzali gospodarkę. Metoda okazała się niezwykle skuteczna i w krótkim czasie Japonia wyrosła na światową potęgę technologiczną i ekonomiczną. Najwyższymi wartościami była praca, stabilizacja i dobre stanowisko ze smakowitymi perspektywami awansu.

Obecnie powojenne ideały stanęły na głowie i sytuacja młodych Japończyków jest odwrotnością tej, w której znaleźli się ich rodzice. Ale nowe pokolenie nie narzeka. Przeciwnie - uznaje stałą pracę za niezgodną z ich ideałami. Odrzuca stabilizację na rzecz korzystania z życia – nawet w najskromniejszej formie, bo młodzi nie oczekują luksusu.

Freeter (kontaminacja słów: free (ang . wolny) i arbeiter (niem. pracownik)) to ktoś, kto nie posiada stałego zatrudnienia, zarabia kiepsko przyjmując zlecenia, które się akurat trafią. Freeter nierzadko zmuszony jest do podróżowania z miasta do miasta – tam, gdzie aktualnie jest praca, choćby tak pospolita, jak rozdawanie ulotek. Nieważne czy masz dyplom magistra czy świadectwo ukończenia podstawówki, każdy może zostać Freeterem. Szacuje się, że w blisko 130 milionowej Japonii jest ich ponad 4 miliony.

A co ma do tego Polska? Nasz rynek pracy przymusza młode pokolenie do zostania Freeterem. Szacuje się, że na umowach określonych czasowo (umowa zlecenie i umowa o dzieło) w Polsce – kraju około trzykrotnie mniej zaludnionym niż Japonia – pracuje blisko milion osób. Ci, którzy podjęli stałą pracę tęsknią za niezależnością, ale kierowani racjonalnością i pozbawieni alternatyw, wybierają pewny zarobek pracując w korporacjach, firmach prywatnych i instytucjach za nie zawsze wysoką pensję. Żyjąc w wolnorynkowym i demokratycznym państwie pragną prywatnego i zawodowego spełnienia.

A ich rodzice – podobnie jak starsze japońskie pokolenie – dorastali w zupełnie innej rzeczywistości. Nobilitowana była praca, zatrudnienie było obligatoryjne, a zaciągnięte kredyty pozwoliły na stosunkowo dynamiczny rozwój kraju. Celem wielu była wolność, stabilizacja i spokój osobisty. Wartości zbliżone do tych, które cenne są i dziś, ale wtedy miały nieco inne zabarwienie. Młode pokolenie może dziś budować wartości nie tyle w opozycji do systemu i aparatu władzy, co zaglądając w głąb siebie, i zamiast zastanawiać się „co mi wolno?” może szukać odpowiedzi na pytanie: „do czego dążę i co jest dla mnie ważne”.

Czy to efekt globalizmu, czy naturalny bieg historii – mentalność młodego pokolenia, niezależnie od miejsca zamieszkania, determinowana jest podobnymi czynnikami. Trudno ocenić, czy to gospodarka silniej wpływa na wykształcone wartości, pragnienia i obawy, czy przeciwnie – ogólnoświatowe nastroje wyprzedzają rynkowe turbulencje. Interesujące jest jednak w jak szybkim tempie zawirowania rynkowe wpływają na ideały całych pokoleń i jak bardzo dążenia osobiste – a zarazem możliwości – powiązane są ze światową sytuacją gospodarczą.

Grzeszne soboty: Miłosny trójkąt w słońcu Hiszpanii

Miłosny trójkąt w spalonej słońcem Barcelonie. Javier Bardem jako uwodzicielski artysta, który pod jednym dachem mieszka z dwiem pięknymi kobietami i... ex-żoną.
Vicky (Rebecca Hall) i Cristina (Scarlett Johansson) przyjeżdżają na letni wypoczynek do Barcelony. Tam poznają przystojnego malarza Juana Antonio (Javier Bardem) i z czasem wejdą z nim w zmysłową relację, wypełnioną erotyzmem. Przeciwwagą dla tej sielanki staje się Maria Elena (Penélope Cruz), była żona Juana, temperamentna Hiszpanka, która nieoczekiwanie zjawia się w jego domu.
Wyraźnie nakreśleni bohaterowie w połączeniu z obrazami słonecznej Hiszpanii tworzą lekki i zabawny film o uczuciach i latynoskiej mentalności.
Allen zrobił obraz zmysłowy, trochę marzycielski, ale z pewnością nie jest to szczyt jego reżyserskich umiejętności.

Więcej o filmie na:
Filmweb: ocena 7.3
IMDB: ocena 7.3


Trailer filmu "Vicky Cristina Barcelona" (2008), reż. Woody Allen.

Wykręcone piątki: Zakazane obrazy de Sade'a

Pasolini luźno adaptuje niedokończone dzieło markiza de Sade, tworząc owiany legendą obraz, w którym brutalność, erotyka i przemoc wzajemnie się przeplatają. Zakazany w 40 krajach, w wielu innych uszczuplony o zbyt mocne sceny. Kontrowersyjny i do dziś wzbudzający skrajne emocje.
Akcja filmu osadzona jest w czasach II Wojny Światowej, choć widz zamiast działań militarnych zobaczy dewiacje, jakie twórcy rzadko decydują się pokazywać na ekranie. W tytułowym miasteczku Salò rządzą czterej faszyści, którzy z okolicznej ludności wybierają 30 osób, by torturować ich psychicznie i fizycznie.
Pasolini wielokrotnie i daleko przekracza granicę dobrego smaku, tworząc dzieło bardzo wyraziste, ale odrażające. Film jest mozaiką nagości, perwersji, przemocy i drastycznych scen, a takie zestawienie sprawia, że zamiast na idei filmu, widz skupia się na warstwie dosłownej.
Słynna jest m.in. scena, w której naga dziewczyna zmuszona jest do zjadania ekskrementów, przez co Pasolini wyraża ostrą krytykę konsumpcjonizmu. Film, przez zbyt ostre środki wyrazu, traktować można raczej jako szaleńczą, perwersyjną wizję, niż ideologiczną manifestację.
Szokujące i obrzydliwe, a jednak kontrowersje jakie wzbudza, skłaniają do zapoznania się z tym obrazem.

Więcej o filmie na:
Filmweb: ocena 5.5
IMDB: ocena 6.0



Trailer filmu "Salò o le 120 giornate di Sodoma" (1975), reż. Pier Paolo Pasolini.

Być sobą poza sobą

Trafiłem na bardzo interesujący artykuł o psychologicznym mechanizmie obronnym człowieka. Okazuje się, że możemy całkowicie odciąć się od swojego ciała i nie tracąc świadomości, obserwować z dystansu jakieś straszne wydarzenie, którego jesteśmy uczestnikami.
O tym zjawisku, nazwanym procesem dysocjacyjnym, piszą Ewa Banaszak i Robert Florkowski w książce "Komunikacja społeczna a wyzwania współczesności". Autor artykułu przywołuje jedną z sesji terapeutycznych, które prowadził. Młoda Zuluska, ofiara brutalnego gwałtu - podczas którego napastnik uzbrojony w nóż groził, że ją zabije - bojąc się, że zostanie zamordowana, w pewnym momencie zupełnie się odłączyła od tego co się z nią działo. Czuła, że znajduje się poza swoimi ciałem, a całą sytuację obserwuje z lotu ptaka. Jej przeżycia nabrały charakteru nierzeczywistego, przestała odczuwać ból i strach. Po traumatycznym przeżyciu, dziewczyna "wróciła" do siebie.
W innym przypadku, ofiara tortur fizycznych i mentalnych w pewnym momencie zupełnie straciła kontakt z rzeczywistością, odeszła od zmysłów i nie wróciła już do normalności.
Nieco innym opisywanym przez autora zaburzeniem, z którym się spotkał podczas sesji terapeutycznej jest tzw. osobowość wieloraka. Otóż, na jednej z wizyt pacjentka nagle wieloaspektowo zmieniła zachowanie: mówiła innym tonem, inaczej się wysławiała, stosowała inną gestykulację. Nawet jej spojrzenie było wyraźnie zmienione.
Te mechanizmy obronne, stosowane ze znacznie mniejszą intensywnością, autorzy przekładają na codzienne sytuacje. I tak, zależnie od miejsca, ludzi z którymi rozmawiamy, unikamy czy wręcz zapominamy (wymazujemy) o pewnych tematach. O których z kolei chętnie rozmawiamy w innej sytuacji komunikacyjnej. Krótko mówiąc, w określonych sytuacjach przyjmujemy właściwy im obraz rzeczywistości i zapominamy o rzeczach, które ten obraz mogą zniszczyć. Na przykładzie: inaczej rozmawiamy w pracy, inaczej w domu; inaczej w kuchni, inaczej w salonie; inaczej i o innych sprawach mąż rozmawia z żoną, inaczej z kochanką. Przy czym rozmówca też cicho przystaje na tę rzeczywistość, w którą wszedł, kochanka pomija albo marginalizuje tematy rodzinne, chyba, że celowo chce tę kwestię poruszyć.

Więcej o książce:
Komunikacja społeczna a wyzwania współczesności, red. naukowa Dorota Majka Rostek

Klasyczne czwartki: Kubrick filmuje myśli Nietzschego

Jeden z najbardziej filozoficznych filmów science-fiction w historii kina. Stanley Kubrick mierzy się z ideami Nietzschego i przekłada je na materiał filmowy. Efekt? Hipnotyzujący.
Życie, jako wytwór obcej cywilizacji, dąży do wykształcenia się nowych, doskonalszych form. Od małp, przez człowieka i ponad człowieka (superkomputer HAL i załoga statku Discovery, która dosłownie wzbiła się ponad ludzkość, ponad Ziemię) aż do nowego tworu, będącego przekroczeniem człowieka jakiego znamy - czyli do Gwiezdnego Dziecka - oto ewolucja, którą Kubrick prorokował w 1968 roku.
Wiele jest w tej wizji scen enigmatycznych, wiele też ponurych obserwacji: od trywialnego już stwierdzenia, że zachowania agresywne są silną i wrodzoną cechą ludzkiej natury do zanegowania istoty Boga, co prowadzi do poszukiwania sensu istnienia w kosmicznej pustce.
Filmy Kubricka, choć niełatwe w odbiorze, niosą ze sobą potężne zaplecze intelektualne. Nie inaczej jest w "2001: A Space Odyssey", która z pozoru wiele ma dłużyzn, ale warto przez nie przebrnąć, wszak to one sprawiają, że widz odbiera coś więcej niż tylko obraz filmowy.
Transcendentny, hipnotyzujący, z mistrzowskim połączeniem muzyki (m.in. Strauss) i obrazu.

Więcej o filmie na:
Filmweb: ocena 7.8
IMDB: ocena 8.4


Trailer filmu "2001: A Space Odyssey" (1968), reż. Stanley Kubrick.

Mocne środy: Siedem kar za grzechy

Lada dzień na ekrany polskich kin wejdzie nowe dzieło Davida Finchera, "Dziewczyna z tatuażem". Warto więc dla porównania zrobić sobie krótką wycieczkę w przeszłość i zobaczyć film, który Fincherowi przyniósł zasłużoną sławę.
Pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew, lenistwo - to w religii chrześcijańskiej siedem grzechów głównych. To też klucz, wedle którego zabójca (Kevin Spacey) wybiera swoje ofiary w filmie "Se7en".
Mordercę tropi dwóch detektywów (w tych rolach świetni aktorzy: Brad Pitt i Morgan Freeman). Ścigają się z czasem, żeby uniknąć kolejnych zabójstw, i muszą być jednocześnie wyjątkowo ostrożni, bo tropiony kryminalista zacznie prowadzić grę ze swoimi prześladowcami.
Absorbujący i nie pozwalający pozostać widzowi z boku. Silnie oddziałuje na emocje, a w końcowej scenie zmusza do zadania sobie pytania: "co ja zrobiłbym na miejscu detektywa Millsa (Pitt)?"
Długo nie mogłem się po tym filmie pozbierać.

Więcej na:
Filmweb: ocena 8.5
IMDB: ocena 8.7



Trailer filmu "Se7en" (1995), reż. David Fincher.

Trauma wyrażona przez animację

Hiszpanie potrafią zaskakiwać robiąc wstrząsające horrory wypełnione klimatem tajemnicy i niepewności. Tym razem wyobraźnie widza uruchamia nie film pokroju "[Rec]" (Jaume Balagueró i Paco Plaza), czy "Sierocińca" (Juan Antonio Bayona), ale animacja z pozoru przypominająca sielankową bajkę dla najmłodszych.
Spokojne, rodzinne śniadanie i atmosfera ogólnego zadowolenia zupełnie nie zapowiada tragedii, która wkrótce ogarnie całą wyspę.
Podoba mi się wyobraźnia Hiszpanów i to, że ze skonwencjonalizowanej sceny początkowej mogą stworzyć poruszającą animację dla dorosłych.


"Birdboy" (2011), scen. i reż.: Pedro Rivero, Alberto Vázquez.

Preteksty wchodzą w Szorty

Internet stał się medium, w którym mnóstwo jest rzeczy wartych uwagi, ale nie łatwo na nie trafić. Od dziś na Preteksty będę wrzucał linki do ciekawych krótkich metraży fabularnych (animacji i filmów aktorskich), dostępnych zupełnie za darmo i legalnie w różnych miejscach Sieci.
Jeśli macie gdzieś linki do filmów, które was poruszyły, podzielcie się i prześlijcie na adres: internetowe.preteksty@gmail.com . Lub prześlij prywatną wiadomość na Fejsbookowym profilu Pretekstów. Zapraszam!

Refleksyjne wtorki: Sam na Księżycu

Sam Rockwell i Kevin Spacey w niskobudżetowym filmie, do którego muzykę skomponował Clint Mansell.
3 lata na księżycu, bez ludzi, bez wycieczek do domu. Sam Bell (Sam Rockwell) pracuje dla firmy Lunar Industries i właśnie kończy mu się kontrakt. Wkrótce ma znowu zobaczyć się z rodziną. Podczas jednego z patroli ulega jednak wypadkowi, przeżyje, ale od tego momentu jego pobyt staje się coraz bardziej tajemniczy.
Na stacji pojawi się jeszcze ktoś, w znacznie lepszej kondycji fizycznej. Sam natomiast stopniowo na zdrowiu podupada. Odpowiedzi na pojawiające się pytania może udzielić jedynie GERTY, inteligentny komputer, który mówi głosem Kevina Spacey. Maszyna jednak zamiast wyjaśnić co się dzieje, odpowiada wymijająco i potęguję atmosferę tajemniczości.
Cichy i spokojny film. Do czasu.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 7.6
IMDB: ocena 8.0


Trailer filmu "Moon" (2009), reż. Duncan Jones.

Romantyczne poniedziałki: Zwykli ludzie i prawdziwe namiętności

Al Pacino i Michelle Pfeiffer w filmie twórcy tak znanych filmów, jak "Pretty woman", czy "Uciekająca panna młoda".
Drogi zwyczajnych, dojrzałych ludzi po przejściach przetną się, by znów wprowadzić w ich życie wiele zawirowań, chaosu i przede wszystkim - silnych uczuć.
Johnny (Pacino) po odsiadce za popełnione oszustwa bankowe, wychodzi na wolność i chce zacząć nowe życie. Zatrudnia się jako kucharz w nowojorskim barze, gdzie poznaje kobietę Frankie (Pfeiffer), o którą będzie wytrwale i konsekwentnie zabiegał.
Lekkie i czarujące, z fantastyczną parą aktorską.

Więcej na:
Filmweb: ocena 7.4
IMDB: ocena 6.5


Trailer filmu "Frankie and Johnny" (1991), reż. Garry Marshall.

Te słowa sprzedadzą Twój produkt

Zapewniają bezpieczeństwo, sugerują korzyści materialne i duchowe, dają komfort psychiczny i poczucie własnej wartości. Amerykańskie podręczniki poświęcone psychologii komunikacji i marketingowi wymieniają kilkanaście takich słów. Ich zastosowanie powinno ułatwiać sprzedaż. W książce "W teatrze prezentacji. O sztuce perswazji" podaje je autorka, Ewa-Lewandowska Tarasiuk. Są to m.in.:

zaleta, oszczędność, zysk, bezpieczeństwo, komfort, zaufanie, rezultaty, ekscytujący, udoskonalony, dumny, odkrycie, szczęśliwy, zabawa, pieniądze, zabezpieczenie, miłość, potężny, prawda, ty, nowy, korzyść, zdrowie, istotny, udowodniony, przyjemność


Z książki dowiemy się też jak przygotować atrakcyjne dla słuchaczy przemówienie i jak przygotować profesjonalną prezentację.

Ewa Lewandowska-Tarasiuk "W teatrze prezentacji. O sztuce perswazji":
w serwisie Allegro
w księgarni Merlin.pl

Leniwe niedziele: Bez seksu przez 204 lata

"Trudno uwierzyć, że od dwustu lat nie uprawiałeś seksu", dziwi się Diane Keaton. "Od 204, jeśli liczyć moje małżeństwo", poprawia ją Allen. Wypełniona zabawnymi gagami parodia filmów science-fiction, to propozycja Pretekstów na "Leniwą niedzielę".
W tej komedii z 1973 roku Miles Monroe (Woody Allen) zostaje dość przypadkowo zahibernowany na 200 lat i budzi się w zmechanizowanym świecie przyszłości rządzonym przez Wielkiego Brata.
Absurdalny humor i komiczne sytuacje, wywołane próbami przystosowania się gościa z przeszłości do całkowicie nowej rzeczywistości stanowią mocną stronę filmu.
Interesujące choćby ze względu na świat przyszłości wykreowany przez Allena.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 7.3
IMDB: ocena 7.3


Trailer filmu "Sleeper" (1973), reż. Woody Allen.

Grzeszne soboty: Niemoralne pożądanie

Kate Blanchett nie może oprzeć się pożądaniu i przeżywa chwile rozkoszy z młodszym o 25 lat, nieletnim uczniem.
Ona - 40-letnia nauczycielka, on - 15-letni podopieczny. Zakazany związek, który nie może skończyć się szczęśliwie, będzie wypełnioną namiętnymi chwilami ucieczką od normalnego życia dojrzałej pani domu.
Adaptacja powieści Zoe Heller, to studium psychologiczne nauczycielki Sheby Hart, która bezskutecznie walczy z uczuciem do odważnego nastolatka. Tło, które z postępem fabuły staje się pierwszoplanowe - stanowi toksyczna przyjaźń o zabarwieniu homoseksualnym pomiędzy Shebą a Barbarą Covett, podstarzałą, samotną nauczycielką.
Reżyser, Richard Eyre, wiąże boahterów łańcuchem emocji, oczekiwań i zależności. Przełamanie go może oznaczać zerwanie relacji z najbliższymi osobami.
Więcej o filmie:
Filmweb: ocena: 7.7
IMDB: ocena: 7.6


Trailer filmu "Notes on a scandal" (2006), reż. Richard Eyre.

Ćwierkające Preteksty

Preteksty wleciały na Twittera i ćwierkają o oryginalnych reklamach, mediach i internetowych ciekawostkach! Najszybciej, najkrócej, najbardziej treściwie.
Codziennie na twitterowym koncie pretekstów pojawiać się będą linki do najlepszych światowych realizacji reklamowych (przede wszystkim outdoorowych), będą też ciekawostki ze świata mediów i technologii. Dużo rozrywki, mnóstwo inspiracji, no i oczywiście powiadomienia o nowościach na Pretekstach.
Zapraszam do obserwowania!

Twitterowe konto Preteksty

Wykręcone piątki: Chilijski okultyzm

Wypełniony surrealistycznymi scenami, szokuje brutalnością i poraża dziwacznością. Dzieło przypomina bardziej skomplikowany rytuał niż fabularną opowieść filmową.
Zafascynowany tarotem Alejandro Jodorowsky wybrał do tego filmu aktorów, których charakter pokrywa się z odgrywaną postacią. Przed kręceniem "Świętej Góry" wraz z aktorami przez miesiąc, w odosobnieniu organizował narkotyczne sesje połączone z medytacją Zen. To pozwoliło doprecyzować ostateczny kształt filmu.
Dziewięciu najbardziej wpływowych ludzi świata poszukuje sekretu nieśmiertelności, przeprowadzając widza przy okazji przez surrealistyczne i groteskowe wizje, w których znaleźć można odwołania do największych światowych traum.

Więcej o Jodorowskim i "Świętej górze" w artykule: Filmowe transmutacje Alejandro Jodorowsky'ego .


Trailer filmu "The Holy Mountain" (1973), reż. Alejandro Jodorowsky.

Klasyczne czwartki: W poszukiwaniu Absolutu

Zdobywca Palmy Palm na festiwalu w Cannes zmaga się z pytaniem o istnienie Boga. Pierwszy film z tzw. trylogii pionowej Ingmara Bergmana, to kwintesencja stylu szwedzkiego artysy. Fabuła, zdradzająca Bergmanowską fascynację dramatem, obejmuje zaledwie 24 godziny i rozpisana jest na czworo aktorów.
Karin, obłąkana kobieta, słyszy głos Boga i próbuje walczyć z własnym szaleństwem. Martin, jej opiekuńczy mąż, próbuje jej w tym pomóc, nie znajdując dla jej zachowania innego wytłumaczenia niż choroba psychiczna. Ojciec Karin i przyjaciel Martina - David, który wcześniej zaniedbywał dzieci, stara się je zrozumieć i to przez tę postać Bergman przedstawia swoją ówczesną koncepcję Boga.
Przejmujący i wstrząsający, jeden z najsilniej oddziałujących na emocje filmów Bergmana.
"Through a glass darkly", w 1962 roku, uhonorowano Oscarem za najlepszy film nieanglojęzyczny.
Więcej o filmie i całej trylogii pionowej w artykule: Bóg nieodnaleziony: Trylogia pionowa Ingmara Bergmana


Trailer "Through a glass darkly" (1962), reż. Ingmar Bergman.

Mocne środy: Dobre zło

W dobie popularności i mnogości seriali kryminalnych ciężko o bycie oryginalnym. Autorom "Luthera" to się udaje i hipnotyzując fantastyczną ścieżką dźwiękową (m.in. Massive Attack) wciągają widza w skomplikowane losy wyraziście nakreślonych bohaterów.
Tytułowy Luther, to doświadczony, nieprzeciętnie inteligentny i charyzmatyczny glina, który zmaga się nie tylko z problemami zawodowymi. Wiarygodne sylwetki bohaterów pierwszo- i drugoplanowych sprawiają, że osobiste perypetie są równie ciekawe jak dynamiczne śledztwa.
Wypełniony nieoczekiwanymi zwrotami akcji, trzyma w napięciu do ostatniej minuty. To serial, którego postaci są tak prawdziwe, że właściwie to one - nie zagadka kryminalna - tworzą oś odcinków.
W Polsce pierwszy sezon (6 odcinków) emitowało Ale kino!. Świat jest już po drugim sezonie (4 odcinki) i czeka na kolejny.


Trailer pierwszego sezonu Luthera.

Refleksyjne wtorki: Milcząca opowieść

Główną rolę grają tutaj spojrzenia, gesty. Cisza jest narratorką, natura i przestrzeń - najważniejszymi aktorami.
Urszula Antoniak wyreżyserowała niespotykanie subtelny film, w którym zamiast bohaterów mówią przedmioty i miejsca.
Samotna dziewczyna pakuje swoje rzeczy i wyrusza na rozległe, opustoszałe. ale ciągle zielone tereny Irlandii. Mieszka w namiocie, niczego, poza jedzeniem i piciem nie potrzebuje. Przypadkiem trafia na samotnika, któremu do życia potrzebne jest niewiele więcej niż jej.
Poetyckie i ciche.


Trailer filmu "Nothing personal" (2009), reż. Urszula Antoniak.

Jesienny Bergman

To co najlepsze u Bergmana, zaklęte w 90 minutach filmu, który wciąga w wir psychiki bohaterów, odkrywając przed widzem bolesne, długo skrywane prawdy rodzinne.
Z bolesną szczerością opowie o zwykłych sytuacjach, które początkują późniejsze traumy. W tym filmie jest zaledwie dwójka głównych bohaterów (matka i córka), a napięcie które się między nimi wytwarza jest silne jak emocje, które targają dwiema córkami z „Jesiennej sonaty”.
Mrożące, czyli w sam raz na zimowy wieczór z jesienną aurą.


Fragment "Jesiennej sonaty" (1978).