Mocne środy: Złe wychowanie?

Niezawodna Tilda Swinton, jako matka niechcianego dziecka, w filmie, który badając ludzką psychikę zadaje pytania o zło, wychowanie i o zasadność pokuty za nie swoje grzechy.
Dominuje czerwień. Czerwień, jako zapowiedź szkolnej masakry, czerwień, jako symbol skrajnych uczuć, czerwień, jako wydarzenia z przeszłości, z którymi człowiek musi się zmierzyć.
Eva (Tilda Swinton) to podróżniczka-pasjonatka, która pewnej nocy dość przypadkowo, ale świadomie, zachodzi w ciążę. Urodzenie i wychowywanie dziecka jest dla niej przekreśleniem dotychczasowego życia i wejściem w nowe, w którym nie potrafi się odnaleźć. Jej starania spotykają się jedynie z ostrą reakcją syna (Ezra Miller), co powoduje, że miłość, która być może mogłaby się narodzić, zastępowana jest przez rozgoryczenie i złość.
Reżyserka, adaptując powieść amerykańskiej pisarki Lionel Shriver (która, co znamienne, celowo zmieniła imię żeńskie dane jej przez rodziców - Margaret Ann - na nadawane raczej mężczyznom - Lionel), przedstawia historię z perspektywy matki niechcianego dziecka i penetruje jej psychikę, nie uciekając od mrocznych zakamarków. Zwraca uwagę na relacje matka-syn, ale one zdają się tylko pozornie grać pierwsze skrzypce w opowiedzianej historii. Ważniejsze zdaje się w tym filmie być to, czego pokazać nie sposób albo to, czego zabrakło, jak choćby rozmowy między rodzicami. Apel o nią widz znajdzie wyłącznie w tytule filmu; brak reakcji na sprawy, które wymagają dyskusji, prowadzi do tragicznych, jak się okaże skutków.
To, co pozostawione jest domysłom widzów, to motywacja zachowań dziecka - dlaczego jest nieprzejednanie wredne dla matki, która dała mu życie i bądź co bądź, próbuje być przynajmniej przyzwoitą opiekunką? Jedyną zostawioną przez reżyserkę podpowiedzią jest zachowanie Evy z okresu od zajścia w ciążę do porodu - w roli przyszłej matki czuje się wyraźnie nieswojo, a w momencie krytycznym - dopiero po kilkukrotnych apelach pielęgniarki "Przyj! przyj!" - posłucha jej i narodzi synka, którego nie będzie chciała przytulić.
Czy to wrodzone zło, czy odbicie negatywnych uczuć matki zostało spotęgowane w młodziutkim ciele i dojrzewa wraz z rozwojem Kevina? To pytanie reżyserka, słusznie zresztą, pozostawia bez odpowiedzi. Stworzyła film, który wdziera się w myśli widza i pozostawia wiele tropów, o których długo po projekcji będzie rozmyślał.
Momentami przerażające, czasem niewiarygodne i być może konwencjonalne, ale z pewnością poruszające i mocne.

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 7.7
IMDB: ocena 7.8


Trailer filmu "We need to talk about Kevin" (2011), reż. Lynne Ramsay.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz