Hemingway z twarzą Clive'a Owena

Historia romansu i małżeństwa Ernesta Hemingwaya i Marthy Gellhorne – dziennikarki, reporterki i korespondentki wojennej, która jako jedyna z czterech żon wielkiego pisarza wystąpiła z pozwem o rozwód. Brawurowa obsada: Clive Owen, Nicole Kidman, Robert Duvall i wielka historia w tle zapowiadają produkcję wartą uwagi nie tylko dla tych, dla których życie prywatne sław jest równie ważne jak ich dzieła.
Gellhorne, ukazana jako staruszka, opowiada o czasach młodości i to z jej perspektywy reżyser, Philip Kaufman, zdecydował się sportretować czasy, a przede wszystkim wielkich ludzi, którym w tych czasach przyszło żyć. Od przypadkowego spotkania w barze, losy Gellhorne i Hemingwaya zaczną się przeplatać, a romans, który się między nimi nawiąże będzie owocował chwilami namiętności w co najmniej niecodziennych okolicznościach. Tak to od pierwszego spojrzenia przez burzliwe uniesienia, sielskie życie przedmałżeńskie i w trakcie jego trwania będzie Kaufman kreślił obraz Hemingwaya, takiego, jakim postrzegała go Gellhorne. Nierzadko otrze się o kicz i banał, by nadać obrazowi efektowności, ale zamiast tego widz otrzymuje tanie efekciarstwo. Kaufman usiłuje też z bliska przyjrzeć się psychologii Marthy i Ernesta, ale trudno wyjść mu poza stereotypowe spojrzenie. Hemingway jest samcem alfa, który niemal obsesyjnie – ale i z powodzeniem! – stara się być męski. Pije, poluje, jest diablo pewny siebie, a pisanie traktuje jak pole walki. Jego wypowiedzi wypełnione są faktycznymi zdaniami, które niegdyś napisał bądź powiedział. Ten pewny siebie i pewny swych idei pisarz zaczyna toczyć wewnętrzną walkę w momencie, gdy angażuje się w relacje z Gellhorne, silną osobowością, która nie chce poddać się oczekiwaniom pisarza i zamiast potulnie opiekować się domem, wyjeżdża do najniebezpieczniejszych ówcześnie części świata, by odsłaniać przed ludzkością prawdziwe oblicze wojny.
W tym świeżutkim filmie (premiera w maju 2012 roku) sporo jest dłużyzn, sceny nierzadko zdają się luźno ze sobą powiązane, trudno dostrzec główną nić fabularną. Produkcji można też zarzucić pewną teatralność, w rozumieniu – sztuczność, obrazu, ale „Hemingway & Gellhorne” ratują dwa niewątpliwie najsilniejsze aspekty – tytułowi bohaterowie. Zarówno Kidman jak i Wilson oddali namiętności i pasje, które targały bohaterami. Momentami aż ciarki przechodzą, gdy Hemingway z wściekłością i absolutnym przekonaniem krzyczy o pisaniu, gdy pisze – oczywiście na stojąco – i odrzuca kolejne kartki, ale ciągle pisze, z zaangażowaniem, jak w amoku, jakby niczego innego nie było, tylko on i kartki papieru.
Taką to zlepioną ze stereotypów, trochę sztuczną i podkoloryzowaną, ale momentami przejmującą historię o jednym z największych światowych pisarzy i jego namiętnościach tworzy Kaufman. I pokazuje, że nad silnym psychicznie i niewzruszonym pisarzem, górę nierzadko biorą emocje, pasje i ludzkie rozterki. 

Moja ocena: 6/10

Więcej o filmie:
Filmweb: ocena 6.5
IMDB: ocena 6.1


Trailer filmu "Hemingway & Gellhorn" (2012), reż. Philip Kaufman.